Trochę historii, czyli jak to kiedyś bywało
Oto jak wyglądały kursy językowe pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy na fali przemian ustrojowych język angielski wyparł język rosyjski:
- Nie było niczym niezwykłym, że grupa liczyła ponad dwadzieścia osób. Nie było też niczym niezwykłym, że najmłodszy uczestnik grupy miał lat 9 a najstarszy 18.
- Podręcznika nie można go było kupić, w związku z czym posiał go tylko nauczyciel. Lekcje wyglądały tak, że nauczyciel podawał słówka w czasie lekcji, a pod koniec zajęć dyktował zdania do tłumaczenia. Dyktował- bo o xero wtedy nikt nie słyszał.
- Kaset do podręcznika nie posiadał nawet nauczyciel,w związku z czym jedynym kontaktem z mówionym angielskim to było słuchanie nauczyciela, który odczytywał całe dialogi. Przez większą część lekcji i tak mówił zresztą po polsku.
- Bardzo często jako pracę domową trzeba było nauczyć się dialogu z książki. Do dziś pozostał mi sentyment do czarno-białej książki 'English is Fun', z której niejeden dialog umiałam na pamięć.
- Nauczyciele byli dosyć przypadkowi i często nie mieli ani kwalifikacji ani zdolności do nauczania języka angielskiego. Bardzo często nie znali znaczenia podstawowych słówek, np. 'enormous' jeden z nauczycieli przetłumaczył jako 'ohydny; szkaradny'. Może dlatego, że tekst był o gorylach:)
- W szkole państwowej pani od rosyjskiego stała się z dnia na dzień panią od biologii, a nowa pani od angielskiego była żoną pana od historii i nie miała żadnego przygotowania pedagogicznego, tylko jakiś egzamin państwowy. Kto by sobie wtedy zaprzątał głowę jaki to był egzamin.
Komentarze
Prześlij komentarz